Kochani, niejedna (czy też niejeden) z nas zostawiała pewnie dziecko „na kulkach”. Opowiem Wam za chwilę o sytuacji, na wspomnienie której przechodzą mnie dreszcze. Wyobraźcie sobie urodziny zorganizowane w sali zabaw. Dzieciaki szaleją, rodzice spokojnie rozmawiają, aż tu nagle krzyk! Dzieci biegną krzycząc, że jednemu z nich leci krew z głowy. Po chwili widzicie zapłakanego 7-latka z zakrwawioną głową i rękami. Szok. Panika. Niedowierzanie. Sprawczynią całego zamieszania okazała się wystająca z gąbczastego labiryntu śruba.
Dokładnie ta śruba, którą za chwilę zobaczycie na zdjęciach. Niczym nie zabezpieczona. Wystająca z podestu w towarzystwie innych podobnych sobie śrub. W miejscu, w którym biegają dzieci bez obuwia, w samych skarpetkach, bo takie są wymogi sal zabaw.
Wydawałoby się, że miejsca przeznaczone dla dzieci powinny przechodzić szczegółowe i regularne kontrole. Niestety w praktyce tak nie jest. Również personel, któremu zawierzamy dzieci (bo najczęściej zostawiamy im pod opieką nasze skarby idąc na zakupy) nie ma pojęcia jak reagować w takich przypadkach. W opisanej przeze mnie sytuacji, której byłam świadkiem, panie schowały się za biurkiem. Dosłownie! I jedyne co zrobiły, to zawiesiły w nieszczęsnym labiryncie kartkę z napisem „prosimy nie wchodzić”. Zakładając chyba, że wszystkie dzieci, począwszy od trzylatków potrafią czytać. Oznajmiły również, że odnotowały wydarzenie w raporcie. Opisana sytuacja miała miejsce w Bajkowym Labiryncie w Tarasach Zamkowych w Lublinie.
Szczęście w nieszczęściu, że śruba trafiła na linię włosów. Strach pomyśleć gdyby to było kilka centymetrów niżej. A to nie jedyny taki przypadek. Wystające śruby czy z gąbki pod nogami czy z konstrukcji labiryntu zdarzają się niestety w wielu tego typu miejscach. Słabe zabezpieczenia betonowych ścian czy uszkodzenia przyrządów nieraz powodowały urazy u dzieci. Wystarczy przejrzeć wyszukiwarkę i poczytać o wypadkach w Nowej Soli, Warszawie, Gdańsku czy Radomiu. Czy naprawdę musi dojść do poważnego wypadku, aby bezpieczeństwo zostało unormowane prawnie?
Czy wiecie jak wygląda kontrola bezpieczeństwa na sali zabaw? Sprzęty sprawdzane są przy odbiorze budynku czy miejsca. Wtedy wszystko jest kontrolowane. I niestety tylko wtedy. Nie ma żadnych prawnych aspektów regulujących bezpieczeństwo, nie mówiąc już o niezapowiedzianych kontrolach. Porównajmy to z otwarciem apteki, gdzie na głowie mamy Sanepid i Inspektorat Farmaceutyczny, który przychodzi z całym stosem praw i obowiązków. A na niezapowiedzianej kontroli możecie otrzymać karę choćby za to, że leki stały na tej samej półce co suplementy diety. Widzicie różnicę?
Kochani, nie piszę tego wpisu po to, aby zniechęcić Was do przebywania w salach zabaw. Piszę z nadzieją, że może jakimś cudem trafi to do osoby, która jest odpowiedzialna za miejsca dla dzieci. Może jakiś manager, właściciel czy pracownik rzetelniej podejdzie do swojej pracy, a nie skupi się na pobraniu pieniędzy za wejście. A moim marzeniem jest, aby dotarło to do osób, które są w stanie coś zmienić. Chciałabym, aby sale zabaw były regularnie kontrolowane. Aby systematycznie sprawdzano sprzęty, na których bawią się dzieci. Żeby przyjrzano się dokładnie takim miejscom, aby dzięki temu stały się one naprawdę miejscami przyjaznymi i dla tych młodszych i dla starszych dzieci. A rodzic ze spokojnym sumieniem mógł usiąść przy filiżance kawy, gdy dziecko biega „na kulkach”.

Cześć! Miło mi, że zajrzałaś na moją stronę! Jestem Sylwia - mama dwóch fantastycznych chłopców, miłośniczka trendu "Zrób to sam" i wyszukiwania trików ułatwiających życie (albo raczej nicnierobienie). Czytam książki prawie tak szybko, jak biegam za dziećmi, wolne chwile spędzam na spacerach szukając ciekawych kadrów.
Polub moją stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/Mamawdomu/Zajrzyj na mój Instagram: https://www.instagram.com/mamawdomu//
Zerknij również do mojego sklepu: http://www.mamawdomu.pl/sklep//