Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał – w tym przysłowiu jest wiele prawdy. Wiedza i umiejętności, które zdobywamy w czasach dzieciństwa, pozostają nam na całe życie. A gdyby tak poświęcić trochę czasu na naukę oszczędzania? Gdyby pokazać dzieciom, że warto część pieniędzy odkładać, a nawet inwestować. Gdyby zaszczepić im szacunek do złotego, czy procentowałoby to w przyszłości? Nie jestem ekspertem w dziedzinie oszczędzania (w końcu jak większość kobiet mam z tym mały problem), ale postaram się Wam opowiedzieć jak wygląda taka nauka w naszym domu.
Kiedy warto rozpocząć naukę?
Zastanawiacie się jaki moment będzie odpowiedni na naukę oszczędzania? Ja nie wiedziałam kiedy zacząć. Przyszedł jednak taki czas, gdy chłopcy zaczęli odkładać monety otrzymane od dziadków czy cioć do wybranej przez siebie skarbonki. Potrafili już dobrze liczyć. Wiedzieli też, że za otrzymane pieniądze mogą sobie coś kupić, a ogrom czy to słodyczy w sklepie spożywczym, czy też zabawek, chociażby w kiosku, powodował mały zawrót głowy. Wtedy uznałam, że to już!
Zabawa filarem nauczania
Nauka tak naprawdę nie rozpoczęła się w momencie kiedy o tym pomyślałam. Przygotowania do niej trwały już dużo wcześniej. Myślę, że i w Waszych domach też tak jest, chociaż może nie zdajecie sobie z tego sprawy. Czy bawiliście się z dziećmi w sklep? A może graliście w Monopol? Jeśli tak, to podstawy macie już opanowane. Taka zabawa to nie tylko poznawanie cyferek czy nauka liczenia, ale również rozsądnego wydawania pieniędzy. Wasze dziecko w ten sposób uczy się czy lepiej wybrać zielonego misia czy samochodzik, czy postawić pionek na polu „Lodziarnia” czy „Basen”. W prosty sposób potrafi wybrać to co jest bardziej opłacalne.
Skąd się biorą pieniądze?
Dziecko nie wyssało wiedzy z mlekiem matki. Czasem proste dla nas rzeczy, okazują się nie takie przewidywalne dla młodych ludzi. Warto zatem przeznaczyć choćby jeden wieczór na dokładne wytłumaczenie skąd się biorą pieniądze, aby pięciolatek nie zaskoczył Was ciekawą opowieścią o tym jak to rosną na drzewach zamiast liści, ewentualnie mama wybiera je z takiej magicznej ściany. Polecam lekturę książki Zosi Staneckiej „Basia i pieniądze”, w przystępny (dla dzieci) sposób opowiada nie tylko o tym skąd rodzice mają pieniądze, ale również jak to jest z tymi „gratisami” w sklepach.
Na co wydajemy pieniądze?
Pierwsza i najważniejsza zasada nauki oszczędzania to „rozmawiaj i tłumacz”. Nasze dzieci nie mają najczęściej świadomości, że wszystko kosztuje. Przecież naciska pstryczek i pojawia się światło, otwiera lodówkę, a w środku jest jedzenie, zagląda do szafy, w której już są ubrania. Warto pokazać dziecku rachunki, paragony, zaznajomić go z informacją, że za wszystkie te rzeczy ktoś (czyli rodzic) już zapłacił. W tym momencie możecie również poruszyć temat oszczędzania wody czy też zapalonego światła, kiedy nikt nie przebywa akurat w pokoju.
Koncert życzeń na zakupach
W teorii oszczędzanie nie wydaje się wcale trudne. Problem zaczyna się w momencie, w którym nasz mały Jaś wchodzi do sklepu, albo przychodzi na plac zabaw, niedaleko którego jest „spożywczak”. W tym momencie rozpoczyna się istny koncert życzeń, szczególnie gdy inne dzieci spacerują z lodami, lizakami i innymi łakociami. Do takiego wyjścia można się jednak przygotować! Porozmawiajcie z dziećmi jeszcze w domu i ustalcie konkretną kwotę, którą możecie wydać w sklepie. Pozwólcie im na samodzielny wybór tego, na co mogą przeznaczyć te pieniądze. Niech sami zdecydują czy będą to lody, zabawka czy ciasteczka.
Od kiedy i w jakiej kwocie przyznawać kieszonkowe?
Ten podpunkt doskonale współgra z poprzednim. W końcu nie musicie przed każdym wyjściem ustalać ile wydacie na zakupy. Wystarczy pójść z dzieckiem na układ i pozwolić mu wydawać własne pieniądze. Każdy rodzic dobrze zna swoje dziecko i wyczuwa moment, w którym zdecyduje się na wprowadzenie tzw. kieszonkowego. Jedyne co mogę Wam doradzić to lepiej, aby pieniądze były przyznawane na mniejszą kwotę, ale raz w tygodniu, niż większą, ale tylko raz w miesiącu. Młody człowiek dopiero uczy się oszczędzać. Im szybciej roztrwoni, tym dłużej czeka na kolejną wypłatę, ale jeśli to trwa zbyt długo, zniechęca się i nauka nie przynosi spodziewanych rezultatów. Jak to wygląda w naszym przypadku? Chłopcy otrzymują tygodniówki w kwocie równej liczbie skończonych lat.
Nie dodawaj ekstra kasy
Jeśli rozpoczynacie naukę oszczędzania, trzymajcie się wyznaczonych zasad. Co mam na myśli? Jeśli dzieci wydadzą wszystko pierwszego dnia, a kolejnego smutnym wzrokiem patrzą na kolegę spacerującego z lizakiem w buzi, nie pocieszajcie dziecka wkładając mu w rękę kolejne monety, ani też nie biegnijcie do sklepu. Gdy Jaś zobaczy, że mimo tego iż wszystko wydał, może namówić mamę czy tatę na ekstra zakupy, nauczy się … ale z pewnością nie oszczędzania. Rozpieszczanie dzieci pozostawcie lepiej dziadkom i babciom.
Jaką skarbonkę wybrać?
Warto wręczyć dzieciom mały portfel lub skarbonkę, w której będą mogły przechowywać swoje pieniądze. Najlepszy jednak, według mnie, będzie zwykły słoik. Przez przezroczyste ścianki dzieci będą mogły obserwować jaka jest ilość pieniędzy, czy z czasem jest ich mniej, czy też liczba ta rośnie. Oczywiście słoika nie zabierzecie ze sobą na plac zabaw, ale jeśli będziecie chcieli wyjąc z niego co nieco, wystarczy tylko odkręcić pokrywkę.
Na co zbieramy?
Porozmawiajcie z dziećmi o celach. Niech ustalą na co zbierają pieniądze. Początkowo z każdym dniem będzie się to zmieniać. Ja już słyszałam wersję o Gwieździe Śmierci z klocków Lego, rowerze na przerzutki czy kolejnym obozie Karate. Najczęściej będą to dosyć drogie cele, na które nie tak łatwo uzbierać. A im dłużej się zbiera, tym bardziej się człowiek zniechęca. Ustaliłam z moimi chłopakami, że jeśli uda im się odłożyć połowę kwoty, dołożę im resztę. Teraz mają większą motywację do oszczędzania i mam nadzieję, że przy tym wytrwają!
Premiujemy oszczędzanie
Młody człowiek codziennie staje przed trudnym wyborem, czy wydać pieniądze ze słoika czy też lepiej je zatrzymać. Staram się zachęcać dzieci do oszczędzania, dlatego ustaliłam z nimi drobną zasadę, jeśli w danym tygodniu uda im się odłożyć chociaż 2 złote, ja dokładam im w ramach premii złotówkę do skarbonki. W tym momencie moja nauka ruszyła o krok wyżej, bo delikatnie trąciłam temat lokat i inwestycji. To już wyższy level umiejętności i to nie tylko przy uczeniu dzieci oszczędzania. Wyobraźcie sobie, że co miesiąc odkładacie chociażby 50 zł na specjalnie otworzone konto czy wybrany program inwestycyjny. Spróbujcie policzyć jaką kwotę otrzymacie na osiemnaste urodziny dziecka, A teraz pomyślcie o możliwości, w której pieniądze nie będą tylko leżały na koncie, ale powiększały swoją wartość poprzez inwestycje w wybrane fundusze czy akcje! Warto się zagłębić w poznanie tej tematyki, w końcu kto nie lubi pomnażać kapitału. Ciekawy tekst o tym napisał swego czasu Kamil z bloga Tata w pracy, zainteresowanych odsyłam do poczytania.
Daj dobry przykład
Na koniec jedna ważna, a nawet najważniejsza rada! Jeśli chcecie nauczyć dzieci oszczędzania, dajcie im dobry przykład! Dobrze wiecie, że dzieci są genialnymi obserwatorami, analizują każde nasze zachowanie i gest. Jeśli widzą, że wychodzimy z listą po zakupy, a wracamy z dodatkowymi gadżetami, które naprawdę nie są w tym momencie niezbędne to długa droga przed Wami w tej nauce.

Cześć! Miło mi, że zajrzałaś na moją stronę! Jestem Sylwia - mama dwóch fantastycznych chłopców, miłośniczka trendu "Zrób to sam" i wyszukiwania trików ułatwiających życie (albo raczej nicnierobienie). Czytam książki prawie tak szybko, jak biegam za dziećmi, wolne chwile spędzam na spacerach szukając ciekawych kadrów.
Polub moją stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/Mamawdomu/Zajrzyj na mój Instagram: https://www.instagram.com/mamawdomu//
Zerknij również do mojego sklepu: http://www.mamawdomu.pl/sklep//
Rozmawiając z dzieckiem warto je uświadomić, że ilość pieniędzy, jakie zarabiamy to pochodna czasu jaki poświęcimy pracy. Możemy więcej zarabiać, ale przez to spędzimy z dziećmi dużo mniej czasu. Możemy kupić nowego smartfona lub gigantyczny zestaw klocków Lego, ale całą sobotę będą musiały się bawić same w domu.
Edukacja finansowa dzieci to dzisiaj konieczność i marzy mi się taki dzień, kiedy będzie ona przedmiotem obowiązkowym w szkołach podstawowych. Dlaczego? Bo w telewizji, radiu czy na bilbordach wszyscy zachęcają nas do brania szybkich pożyczek, dzięki którym spełnimy wszystkie swoje marzenia, a świat będzie taki piękny. Tylko niewielu powie, że potem trzeba oddać znacznie więcej. Skoro dzisiaj na coś nas nie stać, to lepiej odłożyć wymaganą kwotę i wrócić do pomysłu za kilka miesięcy. Będzie to dużo bezpieczniejsze i tańsze 🙂
Dominik dziękuję za ten komentarz, to taka kwintesencja wpisu. Oj tak, poruszyłeś bardzo ważną kwestię! Wykorzystam ją na pewno w rozmowach z dziećmi i również z niecierpliwością czekam na edukację finansową w szkołach – bardzo by się przydała!
My zaczynaliśmy przygodę z oszczędzaniem odkąd córcia skończyła roczek. Najpierw była mini skarbonka z ulubionym motywem z bajki. Na początku były to drobne monety bo córka uwielbiała dźwięk -jak wpadały do środka.
Dziś mając 3 latka z oszczędzaniem nie ma problemu. Rozumie , że pieniążki ze skarbonki przeznaczamy na większe cele. Była przeszczęśliwa gdy wedrowałyśmy po sklepie ze skarbonką by zakupić ukochaną trampolinę 🙂
Oszczędzamy na codzień, ponieważ nie kupujemy ogromu zabawek. Zazwyczaj córka dostaje prezenty na urodziny, święta czy też dzień dziecka. Robimy listę co przydałoby się córci w danym wieku i albo każdy z rodziny wybiera jedna rzecz z listy i kupuje, albo robimy zrzutę na jeden konkretny prezent.
Kasiu, wielkie brawa dla Ciebie! Ja przyznaje zagapiłam się i dopiero niedawno podjęliśmy się nauki oszczędzania, a właściwie nadal się uczymy 🙂