Rzadko kiedy wyrażam na blogu własne zdanie. Nie czuję się ekspertem, by przekazywać innym swoje opinie. Sama nie wiem co sprawiło, że tym razem postanowiłam napisać co myślę, czy to zimowa depresja (chociaż zimę mamy dopiero od niedawna i nie zdążyliśmy się jeszcze nią nacieszyć) czy jakiś styczniowy kryzys osobowości? Czytam różne blogi i to co widzę sprawia, że bije się z myślami, uważając się za złą matkę, a wszystko za sprawą odżywiania. Nie jestem perfekcyjna – nigdy nie byłam i raczej nie będę, a dzisiaj wyznam szczerze jak na spowiedzi, jeden (z wielu) z moich grzeszków, przez które nie mogę ubiegać się o fotel matki idealnej. Pamiętajcie tylko, że to moja prywatna opinie, nie musicie się z nią zgadzać.
Powyższe zdjęcie pochodzi ze strony http://www.1000dni.pl
Ostatnio media rozdmuchały sprawę nieszczęsnego napoju o nazwie „Kubuś Play”. Dla niewtajemniczonych – pewni rodzice po pozostawieniu butelki tego napoju na noc w samochodzie, zauważyli, że przy niskich temperaturach wcale nie zamarza, jakaś gazeta głodna sensacji podjęła temat sprawdzając jakże okropny skład tego napoju przeznaczonego dla dzieci. Na wielu blogach pojawiły się posty na ten temat. Na większości z nich matki chwaliły się, że ich dzieci piją tylko wodę, ewentualnie soki własnoręcznie przez matkę wyciśnięte. Hmmm … Co tu dużo mówić nie mam ciśnienia w tym kierunku, oczywiście uważam, że ważne jest to co podajemy dziecku. Ale żeby tylko wodę? Ludzie kochani, a czy Wy, dorośli, pijacie tylko wodę? Jeśli tak to gratuluję. Ja pozwalam moi chłopcom pić to na co mają ochotę. Mam takie dwa egzemplarze, które nie cierpią napojów gazowanych za to soki pochłaniają w ilościach hurtowych. Powiedzcie mi proszę czy to naprawdę taka zbrodnia, że podaję dzieciom soki w kartonach? Co w nich takiego złego, że tak bronicie przed nimi swoje pociechy?
Wchodzę na blogi i widzę zdrową żywność. To się chwali oczywiście, ale ileż można jeść warzywa, kasze, owsiankę i kiełki? U nas to nie przejdzie. Podczas urlopu próbowałam zdrowo odżywiać moją rodzinę. Codziennie był inny obiad, pełen warzyw, do tego duszone lub pieczone mięsko. Poniedziałek – wszyscy zadowoleni, wtorek – uśmiechy na buziach, środa – zaczyna się marudzenie, czwartek – marudzenie jest coraz silniejsze, w piątek tatuś postanowił za wszelką cenę odciągnąć mnie od garów i ugotował obiad wg własnego pomysłu, czyli smażona ryba i frytki – w domu pełnia szczęścia. Komentarz głowy rodziny „nie jesteśmy królikami, czasem nam potrzeba porządnej porcji tłuszczu”. I wiecie co? Uważam, że ma chłop rację! Przypomniało mi się jak kupiłam parowar – maszyna świetna, polecana przez wszystkich, bo dania w nim przyrządzone są zdrowe i pyszne. Zabrałam się do zrobienia obiadu – ziemniaczki, marchewka, delikatne mięsko, oczywiście wszystko doprawione, żeby smakowało. Efekt? Nie dałam rady tego zjeść! Dłubałam widelcem w talerzu jak dziecko w przedszkolu. Ja rozumiem zdrowe odżywianie, modę na eko itp., ale wg mnie jedzenie musi też smakować!
Nie pomyślcie dla odmiany, że stołujemy się tylko i wyłącznie w McDonaldzie. Co to to nie, ale nie powiem też, że nigdy tam nie byliśmy. Lubimy od czasu do czasu zjeść tak zwane „śmieciowe żarcie”. Jednak widzę w sklepie czy kolejce u lekarza te dziwne i karcące spojrzenia, gdy moje dziecko głośno pyta czy pojedziemy na frytki. Raz nawet usłyszałam wykład od jednej Pani o tym jak źle karmię swoje dziecko. Wiem, że te jedzenie jest tłuste i nie ma wartości odżywczych, ale ile sprawia radości. Media karmią nas informacjami o rosnącej nadwadze u dzieci. Jest w tym dużo racji, ale może zamiast myśleć nad idealną dietą dla malucha, pomyślmy o tym jak spędzić z nim czas, nakłonić go do większej ilości ruchu, poćwiczyć z nim, poturlać się po dywanie czy poganiać w berka.
Zdaję sobie również sprawę, że to co oferują nam producenci żywności ma paskudny skład. Najlepiej byłoby zasadzić warzywa we własnym ogródku, hodować kury i świnie, by mieć pewność, że wszystko jest świeże i wolne od „ulepszaczy”. Niestety nie każdy ma taką możliwość, czas i chęci. Trzeba sobie jakoś radzić, ale jak? My znaleźliśmy sprzedawcę na targu, u którego zaopatrujemy się w warzywa, zawsze ma świeże, dobre i krajowe produkty. W sezonie przywozimy pomidorki, marchewkę i ogórki z ogródka dziadka, wtedy mamy 100% pewności, że nie były pryskane. Co pół roku zakupujemy „połówkę świniaka” porcjujemy i zamrażamy. Kupujemy także wiejskie jajka, warto pojechać na wieś i zapytać gospodarza czy można u niego robić takie zakupy. Twórzmy z głową jadłospis dla dzieci, niech będzie zdrowy, ale i smaczny!
Na koniec dodam tylko, że nie mam na celu obrażania innych osób, nie próbuję też wbijać w nikogo przysłowiowej szpili. Nie jestem ekspertem żywieniowym ani dietetykiem, nie mam prawa mówić co jest dobre a co złe – to tylko moje prywatna opinia, która dusiła mnie od dłuższego czasu, aż postanowiła wyskoczyć i dać upust na blogu.

Cześć! Miło mi, że zajrzałaś na moją stronę! Jestem Sylwia - mama dwóch fantastycznych chłopców, miłośniczka trendu "Zrób to sam" i wyszukiwania trików ułatwiających życie (albo raczej nicnierobienie). Czytam książki prawie tak szybko, jak biegam za dziećmi, wolne chwile spędzam na spacerach szukając ciekawych kadrów.
Polub moją stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/Mamawdomu/Zajrzyj na mój Instagram: https://www.instagram.com/mamawdomu//
Zerknij również do mojego sklepu: http://www.mamawdomu.pl/sklep//
Jesteś mądrą osobą i wcale nie karmisz źle swoich dzieci:) Też jestem przeciwko śmieciowemu jedzeniu i staram się odżywiac zdrowo (o ile to mozliwe w ogóle na tym świecie). Mam dorosłe dzieci, ale starałam się ograniczać coca colę i chipsy jak były male. Dziś widzę, że świadomie wybierają jedzenie, ale bez przesady….sama mam czasem ochote na szaleństwo i hamburgera:) Wszystko jest dla ludzi, ważne znac umiar:) Poza tym życie jest za krótkie by katować się dziwnymi dietami:) jak mawia mój mąż – trzeba sobie pozwalać na małe przyjemności, a te przyjemności zazwyczaj do zdrowych nie należą:) Niech sobie inni myślą co chcą, takie jest moje zdanie:) I przeczytałam tego posta z przyjemnością:) Pozdrawiam:)
To my chyba jesteśmy dziwni bo nam smakują warzywa gotowane na parze.
Przyjemności żywieniowe jak najbardziej mogą być zdrowe. Sami przyznajcie: czy przyjemniej zjeść ze smakiem a potem czuć się źle (mi po smażonym ciężko na żołądku) czy zjeść ze smakiem i jeszcze czuć się wspaniale także po jedzeniu?
Całe życie odżywiałam się okropnie a od kiedy odkryłam że można jeść zdrowiej i smacznie zarazem, to mam więcej wigoru. Warto spróbować. Jest to trudniejsze niż dawniej (bo to co jest w sklepach zazwyczaj ma fatalny skład), ale nawet jeśli w 100% nie da się jeść zdrowo to choć uda się w 50% to już coś 🙂
A soki pijemy hurtowo 🙂 Byle były to prawdziwe soki, bez dodatków.
Pani Iwono bardzo dziękuję za ten komentarz, mocno mnie podniósł na duchu, bo zaczęłam się już zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak. Na każdym kroku promocja zdrowego żywienia, ale tak jak Pani pisze „wszystko jest dla ludzi” i myślę, że czasem można sobie pozwolić na drobne grzeszki.
Ja również przeczytałam tego posta z przyjemnością. Trzeba znaleźć umiar we wszystkim 🙂 Pozdrowienia.
Wreszcie ktoś mający zdrowe podejście do tematu. Przerażają mnie niektóre wpisy na blogach. Wychodzi na to, że wszystko, co jest dostępne w sklepach, nie nadaje się dla dzieci.
Dziękuję Ci za ten post, bo już uważałam się za wyrodną matkę, bo daję Filipowi błyskawiczną kaszkę i deserek w kubeczku.
Też tak miałam, dlatego bijąc się z myślami napisałam co myślę, bo mam dość czytania o idealnych matkach, które idąc do sklepu spędzają większość czasu na czytaniu etykiet – mi niestety brakuje na to czasu, a jakbym się zaczęła dokładnie wgłębiać w taki spis okazałoby się, że muszę chodzić głodna 🙂
Moje chłopaki wykarmione kaszką błyskawiczną i jakoś funkcjonują w zdrowiu i bez nadwagi 🙂
Fajny post. Mój Staś z tych, co to tylko wodę pije i ewentualne owocową herbatę, bo tak lubi. Kilka razy dałam mu do spróbowania soku i nie chwyciło 🙂 Masz rację jak się zgrzeszy od czasu do czasu jakimś niezdrowym jedzonkiem, to nic się nie stanie.
Dziękuję 🙂 O herbatkach owocowych też gdzieś czytałam, że nie dobre bo dosładzane i sztuczne itp. zwariować można prawda? 🙂
W dzisiejszych czasach chyba każda mama ma problem z zywieniem nie tylko dzieci ale calej rodziny. Co chwile nowe sensacje. Cukier niedobry, tluszcz niedobry, gluten niedobry, pszenica niedobra. To co mamy jeść ja sie pytam? W końcu postanowiłam zaufać sobie i wybierać dobre produkty ale bez przesady. Nie da się kupić keczupu bez cukru, który dzieci uwielbiaja! (To zrób sama uslysze 😉 …i tak ze wszystkim. Przy pracy na pełen etat, dwójce dzieci musiałabym nie spać! !! Pozdrawiam wszystkie mądre mamy i ich pomimo wszystko zdrowe i uśmiechnięte maluchy 🙂
Moje dziecie wyrosło na blw. Jesteśmy eko. Ale najbardziej smakują nam frytki z ziemniaków organik i kura 😉 eko pieczona na eko tłuszcu. A soki eko też spija litrami, choć ma dopiero 2 lata, a i nie eko czekoladę też z mamą pochłonie. Bardzo mądrze napisany post bo z dzieckiem trzeba biegać i skakać, a nie tylko leżeć i wcinać eko warzywka. Dlatego mój blog odszedł od tematów żywieniowych i wychowawczych. Teraz jest zabawa, czyli to co robimy najlepiej.
Joanno ta zabawa świetnie Wam wychodzi! Wiem bo podczytuję 🙂
PS. Nie wiedziałam, że jest eko czekolada 🙂
Jest ale nie- eko wybieramy 😉
Jest Eko czekolada 🙂 rzuć okiem tu: MamaLubiEko.pl
Moje naprawdę tylko wodę 😉 Wyjątkiem jest choroba (wtedy dostaje kubusiowe soki, bo one gęste to trochę łagodzą ból gardła) i wizyty u kogoś. I tak, ja też piję tylko wodę i mąż tak samo 😉 Owsianka też jest prawie codziennie na śniadanie – jak nie ma, to synek się dopomina 😉 Ale codziennie inna! Jutro czekoladowa z cukinią i bananem. Krzysiul uwielbia też fryty z marchewek i selera, sałatkę z brokułów i czekoladową pastę z fasoli. Ale je też ciastka i smażone mielone z mężem, a jak nie chce czegoś, to nigdy nie naciskam. We wszystkim trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek.
o Bożenko! Mnie też szlag trafia i jak piszę o zdrowym odżywianiu na blogu to i tak moje Dziecko je parówki (Tatuś jej kupuje) i pije soki owocowe w ilościach hurtowych. Mam sokowirówkę, mam wyciskarkę do cytrusów, robię soki ale moje Dziecię i tak najbardziej lubi te z kartonu. Oczywiście rozrzedzam jej wodą 😉
A my jadamy parówki – czasami. I czasami też kotlety panierowane, a co. I skwarki ze smażonego boczku, a co. Ale też – chlebek żytni własnego wypieku, na zakwasie. I zupki na króliczku od znajomego.
Umiar nade wszystko.
Mamy bardzo podobne podejście jeśli chodzi o odżywianie… U Nas w domu też nie zawsze jest zdrowo… ale nie widzę w tym nic złego… Ważne by zachować jakiś umiar… Są frytki czy pizza ale są też warzywka i rybka pieczona bez tłuszczyku. Są soczki owocowe ale jest też woda albo zwykła czarna herbata z naturalnym miodem (takim prawdziwym, nie ze sklepu). Itd itp 🙂
Ja też daje dziecku soki, frytki, i słodycze to nieuniknione- umiar a zakaz to co innego dziecko powinno próbować wszystkiego
Wszystko ale z umiarem jest zdrowe nawet frytki, ale mamy teraz będą się przechwalać na Twoim blogu jak to one dają tylko wodę i odżywiają dzieci zdrowo a Ty nie. Widać tylko że te dzieci nie chodzą jeszcze do przedszkola,i mamy trzymają dzieci w złotych klatkach bo czas pokaże że zmienią się jego nawyki jak pójdzie do przedszkola no chyba że mama będzie dawała dziecku w butelkę wodę żeby herbaty czarnej nie piło, och mamy , mamy.Dzieci lgną potem do tych rówieśników co częstują ciasteczkami, i skutek może być inny. Czasami mamy wymyślają alergie przed babciami by dziecko nie zjadło słodyczy. Nic dziwnego że potem blogi mam z dziećmi mają taką opinię a nie inna.Polecam mamom blogującym kubek zimnej wody-ale nie do picia tylko do poczytania. http://www.kominek.in
Dziecko powinno spróbować wszystkiego? Nie zgodzę się, ale każdy ma prawo do swojego zdania.
Nie zgodzę się też z tym, że dziecko które pójdzie w środowisko rówieśnicze automatycznie będzie jadło to co reszta. Znam chłopaka który nigdy nie jadł słodyczy i ich po prostu NIE LUBI. Widzę też co się dzieje z moim synkiem (słodyczy nie jemy, ale jak gdzieś jesteśmy w gościach to nie zabraniam jeść dzieciom, tylko tłumaczę co to ma w składzie), gdy inne dzieci jedzą słodycze, synek potrafi dać wykład o tym jakie to niezdrowe (a ma dopiero 4 lata). Nie ma nieopanowanego pociągu do słodyczy jaki obserwuję u dzieci, które jedzą bez ograniczeń słodycze.
Żeby nie było że się przechwalam, przyznaję uczciwie że ja też jestem matką bardzo nieidealną jeśli chodzi o odżywianie dzieci, ale staram się być lepsza.
Poczytałam wpis i aż mnie zmroziło. Obie skrajne opcje są nie do przyjęcia. Sugestia, że niezdrowe żywienie i karmienie się na ciastkach kolegów są „nieuniknione” pachnie mi zazdrością o zdrowszą diete innych. Sugerowanie, że mamy wymyślają alergie przed babciami oznacza, że na szczęście nie miała Pani do czynienia z czymś takim. Ja, karmiąc młodszego piersią przez rok nie mogłam jeść żadnego cukru oprócz syropu klonowego, jak i bananów, ziemniaków, winogron i tego typu warzyw, czekolady też, on sam również. Nasza babcia też sądziła, że to wymyślona choroba, póki nie zobaczyła wybroczyn na skórze które po tych produktach powstają. i tego, że znikają, jak nie uda jej sie przemycić trochę cukru , żeby „kaszka była smaczniejsza”. Po roku takiej diety już może wszystko. Ale czy chce – inna sprawa. W większości kupne słodkości moim dzieciom nie smakują, bo za słodkie. Mnie również. A picie herbaty w przedszkolu ukróciłam ja (poniżej wpis jak))). Prawda taka, że każdy robi to, na co ma siły i ochotę – nie karćmy za to nikogo. Nie uważam dzieci, jedzących paprykę na kolację za odrzutków. Dzieci, zajadających sie chipsami jest mi szkoda, ich rodziców nie rozumiem. A prawda, jak zawsze, jest gdzieś pośrodku)))
Cieszę się, że to napisałaś. Już myślałam, że tylko ja jestem tak „okropną” matką. Kiedyś znajomy zwrócił mi w nieładny sposób uwagę, że pozwoliłam moim dzieciom podjeść kilka chipsów z miski. Chipsy pojawiają się u nas w domu średnio 2 razy do roku (zazwyczaj mam wtedy okres….. 🙂 ). Zrobił mi wykład o zdrowym odżywianiu i w ogóle. I głupia byłam, że grzecznie słuchałam. Bo rzecz w tym, że on swoich dzieci nie wychowuje….
Łatwo powiedzieć, że dziecko powinno jeść tylko ekologiczne produkty, pić wodę i mięsko z własnej hodowli. Ale jak to zrobić, jak dziecko je w przedszkolu, rodzice pracują i mają inne wydatki niż eko drogie jedzenie?
Staram się, żeby moje dzieci jadły dużo owoców i warzyw, ale nie wciskam na siłę. Czasem jemy w macu, zamawiamy pizzę albo kupujemy tłuste pączki. I co? Moje dzieci mają niedowagę 🙂 Energii mają za pięciu.
Poza tym nic na siłę. Uważam, że dziecko samo wie najlepiej na co ma ochotę i ile chce zjeść. Myślę też, że takie „sterylne” jedzenie bardziej szkodzi niż służy. Organizm się przyzwyczaj i potem już ciężko zjeść coś mniej idealnego, bo zaraz jest bunt na pokładzie. A tak są zahartowani i nic im nie szkodzi. Wszystko dla ludzi.:)
Bardzo fajnie napisałaś tą notkę, ja również staram się aby moja rodzina odżywiała się zdrowo, ale są takie dni , w które dzieci namówią mnie na frytki, czy przy wspólnym oglądaniu filmu zrobimy sobie miskę popcornu, a w tym nie widzę nic złego, zmuszanie dzieci do picia tylko wody dla mnie jest nienormalne, soki są jak najbardziej w porządku, unikam jedynie gazowanych napojów, ludzie żyjmy zdrowo ale nie popadajmy w skrajności 🙂
wiele w tym racji a moje dziecko tez lubi frytki :p jesli chodzi o napoje to pje wode, ale to tylko dlatego, ze lubi i nie chce sokow 😀 kupuje kubusie te zwykle – te, co cukru maja w cholere ale i inne kartonowe. Podaje w ulubiobym kubeczku a po pierwszym lyku slysze „chce wode” 🙂
Zmuszać i przyzwyczajać – różne rzeczy. Przyklad i konsekwencja oraz rytuały rozwiązują wiele spraw. Niezdrowa sobota z chipsami – tez rytuał. czy zdrowy – nie sądze))) Nie zapieram się dawania dzieciom kupnych ciastek, kiedy nie chcę mi się piec, ale jak maja zjeść popcorn w domu, to robię niesłony – smakuje moim jak każdy inny))) Żywienie to łańcuch codziennych wyborów. Grunt, żeby nie wybierać za dużo słabych ogniw)))
Tak. Ja piję praktycznie tylko wodę, jeśli nie wliczyć 3 kaw dziennie i jednej herbaty ziołowej (ale to piję nie dla ugaszenia pragnienia). Czy podawanie soków to taka zbrodnia? To zależy co w tych sokach jest. Jeśli nieszczęsny syrop glukozowo-fruktozowy no to nie jest najlepiej, bo tego się dzieci i tak za dużo nawchłaniają przy innych okazjach. To dziadostwo jest wszędzie, prawie jak mleko w proszku i soja. Aha i nie daj się zwieść tekstem „zawierają wyłącznie naturalnie występujące soki” bo to oznacza dokładnie to samo co „zawiera syrop glukozowo-fruktozowy” 😉 Co więcej, to co w sklepach się kupuje pod nazwą sok, to właściwie jest „sok” tj taki napój o nazwie „sok” i z prawdziwym sokiem wiele wspólnego nie ma. Trzeba pamiętać, że to przechodzi bardzo skomplikowaną procedurę przetwarzania celem ujednolicania smaku (nie zastanawiało Cię jak to jest, że z różnego materiału, przez cały rok i sok ma cały czas ten sam smak?). I na koniec powiem tak. Moja córka pija kartonikowy sok 3 razy w tygodniu w przedszkolu, kiedy inne dzieci piją mleko, którego ona nie może i to uważam, że wystarczy. Jak nie będzie już chodzić do przedszkola to może będzie okazjonalnie pijać taki soczek ale na pewno nie codziennie.
Pytasz ile można jeść kaszę warzywa i kiełki? No można, codziennie. To zależy co dla kogo jest normą. Dla nas właśnie kasza warzywa i kiełki a nie soki i drożdżówki 🙂 I niestety obie z córką ubolewamy nad faktem, że właśnie uczuliła się na owies, bo nie będzie mogła jeść owsianki a ja będę ją jadła „po kryjomu”, żeby nie było jej przykro. Wcale się nie dziwię, że napotkałaś opór rodziny. Nie jest łatwo tak z dnia na dzień wszystko przewrócić do góry nogami. My z mężem tak się po prostu odżywialiśmy nim się dzieci urodziły więc one przywykły. Od czasu do czasu jedzą coś mniej zdrowego u kogoś i jest to dla nich ciekawe urozmaicenie.
Piszesz, że jedzenie musi Ci smakować. Nam właśnie takie smakuje. A jedzenie z parowaru naprawdę można fajnie doprawić. Piszesz o karcących spojrzeniach jak rozmawiacie o frytkach. A co powiesz jak moje dziewczyny na dziale warzywnym proszą mnie o kupienie papryki, bo mają ochotę zjeść ją na kolację? Ludzie patrzą na mnie jakbym dzieci głodziła do tego stopnia, że są skłonne uprosić chociaż paprykę. Hi hi hi A frytki dzieciom też daję, tylko sama robię, bo te kupione w fastfoodach jakieś takie syficzne dla mnie są, tj mam na myśli olej w jakim sa robione.
I uwierz mi w jedno. Im bardziej eliminowałam ze swojej diety (a przy okazji z diety męża) różne niezbyt zdrowe składniki i produkty wysoko-przetworzone, tym bardziej robiliśmy się pod tym względem wybredni i to czym się wcześniej zajadaliśmy przestawało nam smakować, wydawało się takie plastikowe i chemiczne.
Ja się zgodzę z tą wypowiedzią w 100%
Bo można jeść smacznie i zdrowo. To się nie wyklucza.
I faktycznie po wyeliminowaniu z diety niezdrowych produktów, nie ma się ochoty do nich wracać.
I tak, wszystko jest dla ludzi. Mój syn jada czekoladę i frytki, pija soki. Ale okazjonalnie, a nie kilka razy w tygodniu. I czekoladę przeważnie gorzką, frytki robione w domu, a soki po uprzednim sprawdzeniu składu.
Bo zdrowie mojej rodziny jest dla mnie najważniejsze.
Dokładnie:-) Nic dodać nic ująć.
wszystko z umiarem- zgadzam się jak najbardziej. Ale co najważniejsze dla mnie to dieta mojej córki musi być zbilansowana. Podaję jej ryby, kurczaka, kasze, ryże itd,itd… Na tyle, na ile to możliwe staram się , aby mimo wszystko jadła zdrowo:) Ale prawdę mówiąc, jak mam akurat dzień ,że nie mogę jej ugotować to damy jej kotleta mielonego SMAŻONEGO z ziemniaczkami i żyje!!:) nie ma co popadać w paranoję ! pozdrawiam Wszystkie mamy serdecznie!:)
Kiedyś wypowiadał się mądry pan dietetyk- wszystko jest potrzebne, nawet odrobina tłuszczu także. Świetny artykuł i blog. Nawiasem mówiąc denerwują mnie idealne mamusie. Rodzenie naturalne, mleko z cycka, pieluchy eko, woda mineralna do picia, kiełki do zjedzenia itd itp. Brrrr.
No, porody naturalne, ohyda… O matko, i ta woda do picia… Biedne dzieci.
A tłuszcze są dobre i złe, i dobrych nikt nie każe eliminować 😉
Książkozaur chyba nie zrozumiałaś o co chodzi … tu nie chodzi o gonienie picia wody, rodzenia naturalnego itp. tylko podejścia zafiksowanych matek, które na siłę chcą być eko i narzucają to nie tylko swoim dzieciom, ale i wszystkim dookoła.
Rozumiem. A jednak zabrzmiało to jak zabrzmiało. Ja rodziłam dzieci naturalnie, karmiłam piersią, daję im wodę i zdrowe jedzenie, więc tylko eko pieluch mi brakuje to „brrrr… idealnej mamusi”. Ach, i noszę w chuście, to też nie dobrze? Bo to też takie eko.
A prawda jest taka, że dzieci przyzwyczajone od małego do jedzenia „kiełków” zwyczajnie je lubią. Tak samo jak różne kasze i inne zdrowe rzeczy, których się w przeciętnym polskim domu je niewiele. Moje siostry żałują mojego synka, że dostaje gorzką czekoladę (i od razu mówię, że zwykłą też dostaje). A jego organizm po prostu nie potrzebuje tony cukru w każdym kęsie i taka mu zwyczajnie smakuje! Więc nie przesadzajmy też w drugą stronę.
Większość mojej rodziny (najczęściej tej dalszej) żałuje mojej córki, że w ogóle nie dostaje czekolady i innych kupnych słodyczy. Powód jest prozaiczny, po prostu jej szkodzą. Ale nawet gdyby nie to i tak nie byłby to nasz chleb powszedni 😉 Na podwieczorek wolimy kalarepkę. Tez słodka.
Nie ma idealnych rozwiązań żywieniowych – organizm ma spore zapotrzebowanie na różne składniki mineralne i nie tylko. Rozwodzicie się nad wadami i zaletami soków czy wody. Przecież można połączyć jedno z drugim i nie trzeba siedzieć i wyciskać własnoręcznie owoców. U nas ostatnio hitem jest woda z mięta i cytryną, która nawet podczas rodzinnego spotkania znikła najszybciej ze stołu, spróbujcie same 🙂
A moje dziecko pije tylko Kubuś Water (woda smakowa) i nie chce nic innego, ani zwykłej wody, ani soków, ani herbaty. Po prostu masakra. 😉
Co do jedzenia, czasem daję słoiczki, czasem gotuję sama, kombinuję jak się da by znaleźć sposób na mojego niejadka, żeby wmusić w nią choć jeden posiłek w ciągu dnia i nic mnie tak nie wkurza jak to, gdy uda mi się w końcu podać Calineczce coś do jedzenia i słyszę opinie, że to nie zdrowe, że nie może 😉
świetny wpis i bardzo szczery się wydaje. Moje dzieciaki (4,5 roku i 3 lata) mają raz na tydzień dzień chipsa co oznacza że najczęściej w sobotę mamy jeden posiłek „niezdrowy”. Piją raczej wodę, faktycznie, ale też słodkie (o zgrozo;)) kakao, soki, choć rzadko. Soki wyciskane, a zimą kompoty robią moi rodzice, mają czas i ochotę, więc jest ok. Ja mam sporo warzyw z ogródków rodziców i dziadków, więc dzieciaki też to jedzą. Ale czasem śmieję się, że trochę chemii muszą zjeść, będzie to dla nich „szczepionka” 🙂 Poza tym…córka chodzi 2xtygodniu na balet i 1 raz ze mną na sztuki walki, syn na razie tylko na sztuki walki, ruszają się, ćwiczą, biegają. I mają dobre wyniki badań, nie są uczulone, waga w normie.
I też ludzie spoglądają na mnie niezbyt przychylnie jak pytam córki, czy robimy dziś dzień chipsa i jedziemy na frytki, ale mam to w nosie. Ja nie zaglądam im do lodówki:) we wszystkim umiar i rozsądek, to złoty sposób 🙂
Jeśli chodzi o soki to kupuję je w firmie Teso – przywożą je do domu, są w szklanych butelkach i smakują jak soki, które robię sama (jak jabłonka obrodzi 🙂 Super, że masz zaufane źródło na warzywa, mnie też by się przydało. Oczywiście zgadzam się, że trzeba zachować umiar we wszystkim, ale ostatnio wpadła mi w ręce lista zakazanych E autorstwa dietetyka ze szpitala onkologicznego i odechciało mi się jeść np: gotowe wędliny. Peklosól, którą dodaje się do wędlin (nawet Ci, którzy robią je sami często z niej korzystają) zawiera azotyn sodu (E250) – substancję rakotwórczą. Robię czasem swoje wędliny (bez peklosoli), ostatnio porwałam się nawet na pasztet, czasem też robię sama desery, ale… Miśka najczęściej nie chce tego jeść. Ja się namęczę, a potem wkurzam, że ona woli sklepowe.
Owszem. Azotyn sodu jest szkodliwy. Owszem używa się go do produkcji wędlin nawet sposobem domowym. Zapomniałaś jednak o jednym Azotyn sodu, podczas obróbki cieplnej (parzenie wędlin po uwędzeniu a nawet podczas wędzenia b. ciepłym dymem) ulega rozkładowi. Dlatego ważne jest zachowanie receptury i używanie go z umiarem 🙂
ja też jestem za tym, że wszystko jest dla ludzi ale rozumiem potrzebę umiaru – w końcu kształtujemy przyszłe nawyki żywieniowe naszych dzieci i oto właśnie chodzi – wiem, że nie ustrzegę moich dzieci przed niezdrową żywnością ale mam nadzieję, że właśnie teraz uczą się dokonywania dobrych wyborów w przyszłości – widzę różnicę między moimi dziećmi które bez problemu zajadają się warzywami i owocami a dziećmi którym rodzice na wczesnym etapie ich życia urozmaicali dietę frytkami, colą i czekoladą – tamte wybierają słodycze, moje sięgają najpierw po owoce
uważam więc że warto przejmować się jakością jedzenia naszych dzieci – tym większa potem radość kiedy można zjeść lody, pizzę czy kawałek ciasta – nie deprecjonujmy więc mam które starają się zdrowo odżywiać swoje dzieci – pewnego dnia tamte dzieci też spróbują chipsów ale być może nie będą im smakować – ale czy to znaczy, że to źle ?
w sumie tak na prawdę to nie chodzi tu o lepsze czy gorsze odżywianie ale o narzucanie swoich przekonań innym 🙂 po prostu szanujemy nawzajem swoje wybory i tyle 🙂
Moje dziecko pije soki z woda. Taki z kartonów, bo nie mamy sokowirówki. Kupujemy te bez cukru. Zawsze to porcja witaminek, tym bardziej, ze każde dziecko to mały indywidualista i swoje upodobania żywieniowe ma takie, jakie ma 🙂
E tam umiar jest najwazniejszy, nie mozna przesadzac, jak dziecko nie ma problemu z nadwaga to czemu nie usmazyc mu czasem frytek? Albo nie dac chipsow czy odrobiny coli?? My mamy tradycje niezdrowego sobotniego wieczoru. I niech mnie linczuje kto chce, sama go wprowadzilam 😉 W weekend dzieciaki nie maja szkoly wiec w kazda sobote ogladamy jakis rodzinny film I zajadamy sie chipsami, albo frytkami I smazonymi plasterkami cukinii I baklazana obtoczonymi w mace, a na codzien mamy zdrowe nawyki – duzo warzyw, owocow, najwyzej 2-3 razy w tygodniu mieso, ze 2-3 razy ryby I z 1-2 razy danie bezmiesne I bezrybne. A jak jestesmy na wypadzie to zjemy I hamburgera, choc! najwiecej to ja chce je jesc bo dzieci to nie tak bardzo zachwyca taki junk food.. najwyzej frytki zjedza 😛 A I sama jako dziecko pilam oranzade gazowana I objadalam sie chipsami I innymi slodyczami I nigdy nadwagi nie mialam ani dalej majac 3 dzieci nie mam. Sport byl zawsze na liscie priorytetow I jak czlowiek cwiczy to go najzwyczajniej w swiecie odrzuca od wszelkich niezdrowosci.. a jak czasem najdzie to jakie to zadne to przestepstwo – jedynie wystrzegamy sie wszelkich „E”.. ale na szczescie u nas w sprzedaz ciezko o takie produkty (w niePolsce) takze sadze, ze umiar .. bo skrajnosci sa czasem smieszne, uczmy dzieci na wlasnym przykladzie, ale miejmy na uwadze, ze to odrebne ostnienia I jak czasem zaboli brzuszek bo za duzo slodyczy zjadly albo zabek sie popsuje to pozniej przez dlugi czas same nie beda chciec powtorki z takiej rozrywki I beda bardziej uwazac . Jakos nie widze, aby zawsze te mamy o najbardziej skrajnych pogladach zdrowozywieniowych byly szczuple jak modelki.. a to o czyms swiadczy..
Nooo, świadczy. Może o tym, że nikt im nie wpoił dobrych nawyków i całe życia zmagają się z nadwagą. I swoim dzieciom chcą dać inny start.
No moze moj komentarz rzeczywiscie zabrzmial troche niefajnie. To bylo jednak w kontekscie wspomnianej az niedorzecznej oceny ze strony rodzicow, ktorzy ogromna pogarde wyrazaja na fakt, ze ktos inny daje swoim dzieciom cos niezdrowego.. bo aby oceniac innych najpierw musimy zwrocic uwage na wlasne ulomnosci.. a dzieci wiadomo za niedoscigniony wzor maja wlasnych rodzicow, wiec warto wziac sie za siebie najpierw.. Wartosciowa jest wymiana opinii jak najbardziej ale nie niemile pouczanie, ostatecznie kazdego dzieci to jego sprawa I nie ma rodzicow idealnych.. kazdy zawsze gdzies jakis blad popelni.. Szanuje, ze rodzice ucza dzieci zdrowych nawykow zywieniowych, to sie chwali, wszystkim nam zalezy na zdrowiu dzieci I wlasnym, ale zdaje mi sie ze temat poruszony w artykule wcale nie ma nic wspolnego z nawykami zywieniowymi.. niestety.. to jest ulomnosc oceniania innych I wywyzszania sie, ze my to wiemy lepiej, jestesmy madrzejsi I to nasze dzieci sa najmadrzejsze I najpiekniejsze..
Wszystko i nic jest trucizną, ważna jest dawka! Myślę, że nie należy popadać w panikę i nie wyrzucać sobie od ignorantów. Wystarczy zdrowy rozsądek i własna intuicja, żeby nasze dzieci były „zdrowo najedzone” i szczęśliwe. Jesteśmy ludźmi i także nam zdarza się trochę nagrzeszyć w sprawach niezdrowego jedzenia. Cieszmy się życiem i nie dajmy się zwariować popadając w obsesje zdrowego żywienia. pozdrawiam Olga
Po porodzie zaczęłam bardzo chorować i niestety straciłam bezpowrotnie zdrowie w pewnej dziedzinie… nieważne 😛
Wtedy też zaczęła się moja przygoda ze zdrowym trybem życia. Mam szczęście, bo u mnie w domu jędzą, nie grymaszą i wręcz dopominają się o dokładki. Ale podobnie jak Ty, mam taką zasadę umiaru. Jeśli dziecko prosi mnie o frytki to z nią jedziemy, efekt jest taki, że ich nie zjada. Nie wiem czy to zasługa tego jak uczę ją jeść, czy te po prostu nasze domowe frytki są tak dobre :P, ale Melcia takie rzeczy je bardziej „oczami”. Podobnie jest ze słodyczami. U nas tylko gorzka czekolada, bakalie w surowej czekoladzie, eko herbatniki lub moje wypieki i jak Melcia prosi o kinderki (rzadko bo rzadko, ale czasem chce w sklepie je kupić) to kupuję i znów to samo: mój mąż po niej zjada, bo jej nie smakuje. W domu gotuję zdrowo, uczę małą jeść kasze i najróżniejsze warzywa, ale nie zmuszam jej i nie zabraniam, bo w ten sposób niczego się nie osiągnie.
Zgadzam się, że wszystko jest dla ludzi tylko trzeba zachować umiar.
Moje dziecko pije soki (staram się kupować te bez dodatku cukru, bo są wystarczająco słodkie), ale lubi też wodę i nie pogardzi jak ma ją w butelce.
Je słodkie mleczne deserki, słodycze, ale warzywa także. Owoce też lubi.
W dzisiejszym świecie trudno o zdrową żywność, a jeśli już jest to droga albo trudno-dostępna. i tu też nie mamy gwarancji, że faktycznie jest zdrowa i eko.
Jeśli ktoś uważa, że jak coś ze wsi z własnego ogródka, i nie ma w tym chemii, to może się bardzo mylić…mało kto nie używa nawozów, żeby szkodniki nie zniszczyły upraw….
Zgadzam się, że wszyscy promują zdrowe odżywianie, tylko szkoda, że właśnie nikt nie myśli o sporcie…rodzice zamiast z dziećmi spacerować, jeździć na rowerach, pływać itp itd wolą pójść z nimi do kina i przy okazji najeść się popcornu…albo wszyscy siedzą z telefonami, tabletami w rękach i do tego oglądają tv…
Szkoda, że zdrowe odżywianie nie idzie w parze ze zdrowym trybem życia w całym tego określenia brzmieniu.
ale jaja, ja to chyba żyję na pustyni, nie widziałam w swoim otoczeniu żadnego malucha z opisanych powyżej (tych co to tylko wodę , owsianki i papryki na kolację i tylko od czasu do czasu „coś z umiarem” – bo same chcą/lubią), najbardziej to widać na urodzinkach (nie trafiłam jakoś nigdy na urodzinki „bioeko” a mam 3 dzieci i stety/niestety raz w miesiącu gdzieś chodzimy; dzieci pilnowane na codzień zachowują się jak spuszczone ze smyczy – słodycze i soki są pożerane a nie zjadane…
Podaj adres, z chęcią przeprowadzę się na Twoją pustynię 🙂
Faktycznie na urodzinach dzieciaki tak się zachowują, świetne porównanie!
U nas takie tylko zdrowe żywienie też nie przejdzie. Owszem,staram się ich karmić zdrowo, ale oprócz tego wsuwają też to co mniej zdrowe. Młodszego zagaduję czasem wierszykami z Pampiego na talerzu i zasłuchany zjada, ale starszy, jak coś podejrzanie wygląda rozbierze na części i zje tylko to co mu odpowiada 😀 Poddałam się.
Nie ma to jak matczyna kreatywność przy jedzeniu 🙂 Moi synowie też są mistrzami w wyszukiwaniu nawet najdrobniej pokrojonej cebulki w kotlecie mielonym 🙂
Cebulę można zmiksować, więc wtedy nie będzie jej widać.
Ponoć wegetarianie są zdrowsi ja tam nie wiem bo nie jestem kanibalem
Często pod koniec dnia mam wyrzuty sumienia, że moje dzieci coś zjadły albo nie zjadły. Nie dajmy się zwariować. Mały, ale człowiek, nie umrze od frytek
dobre 😀
Ciężko sie przyznać po tym wszystkim, ale moje dzieci (2,5 i 5) piją tylki wodę. Tylko niegazowaną. słodkie napoje im nie smakują. okazjonalnie do wspólnych obiadów proszą sok „jak tata”, bo to właśnie tata u nas jest nauczony „soczek do obiadku” i „kosteczka bulionową, żeby było smaczniej”. W większości przypadków dopijam ten sok za dziećmi ja))) Warzywny czy pomidorowy idzie bardziej… Jest to skutek konsekwetnej (dosyć twardej) polityki, prowadzonej przeze mnie ze wszystkimi paniami w żłobach i przedszkolach oraz wielogodzinnych (małoprzyjemnych) pogadanek dietetycznych.
3 lata temu nie mieściło mi sie w głowie, że można dawać 2 letniemu dziecku czarną herbatę, nawet rozcięczoną, albo nalewać do bidonu wode tylko z sokiem ” bo on innej nie pije”. Teraz jeżeli uczestniczą w 5 o’clock’u, to tylko jedzą coś. Zato kaszę potrafią jeść 3 razy dziennie i mleka 1-1,5l dziennie nam schodzi… a warzywa ba-a-ardzo nie wszystkie…
Podsumowując, każdy ma własne grzeszki żywieniowe, a i ważne dziecko nauczyć, że można czerpać przyjemność z jedzenia. oby nie było to kosztem żarcia 5 kilo cukru lub picia podejrzanej ciemnej brei o pilnie strzeżonym składzie)))
Niegdyś pochłaniająca litrami podzejrzaną ciemną breje pod sztucznie opalonego kurczaka mama 😉
P.S. zato nasz tata nosi sie z zamiarem kupienia frytkownicy do frytków pieczonych – też sposób)))
Ja również uważam, że przesada w żadnym kierunku nie jest właściwa. Oczywiście dbam o to co jedzą i piją moje dzieci. Jednak nie jest też tak, że zakazuję im picia coli, innych napojów gazowanych czy jedzenia frytek. Oczywiście wszystko musi być z umiarem.
Nie widzę nic złego w podawaniu dzieciom gotowych soków. Jednak często również robię im soki sama, albo jeśli już je kupuję to czytam także skład i wybieram te które skład mają krótszy i bardziej naturalny 🙂
Mi rodzice również niczego nie zabraniali i sama znałam umiar.